Studiuje.euNa luzieI love Kielce
I love Kielce
W U.S.A. mówi się, że przyjezdnego w Nowym Jorku można poznać po tym, że na czapce, koszulce i przypinkach na plecaku ma napisane „I love New York”. Oczywiście rodowici mieszkańcy tego wielkiego miasta takie zachowanie uważają za żenujące i śmieszne. Oni ubierają się w kreacje od największych projektantów odzieży, garnitury i żakiety znanych marek za tysiące dolarów. Nie znaczy to oczywiście, że nie kochają swojego miasta, wręcz przeciwnie, po prostu nie muszą tego okazywać na każdym kroku.
Warto przyjrzeć się, jakie możliwości okazywania swojego regionalnego patriotyzmu mają mieszkańcy Kielc i okolic i jak z nich korzystają. Nie mamy szansy na kupienie koszulki z napisem „Kocham Kielce” lub jakiejkolwiek innej pokazującej skąd jesteśmy. Kiedyś bardzo chciałem taką właśnie nabyć jako prezent dla kolegi z zagranicy. W tych kilku kieleckich sklepach z produktami z regionu znalazłem jedynie kieliszki z godłem Polski, rzeźby świątków i wełniane swetry (czyżby zakopiańskie?).
Inaczej sprawa ma się z koszulkami, szalikami, czapkami, skarpetkami, a nawet zawieszkami pod samochodowe lusterko w barwach Korony Kielce. Można je kupić wszędzie, a kielczanie używają ich chętnie i są z nich autentycznie dumni. Kibiców mamy dzielnych w naszym mieście, to właśnie oni bez żadnych kompleksów pokazują, skąd są. Co prawda po aferach korupcyjnych w piłce nożnej z ostatnich lat, mania Korony trochę osłabła, jednak pozostała nadal jedyną pozytywną manią związaną z naszym regionem. Dziwi mnie i trochę smuci, że kieleckie drużyny, które z sukcesami pokazują się na arenie polskiej i międzynarodowej w dyscyplinach sportu innych niż piłka nożna, nie cieszą się tak wielką popularnością. Mam nadzieję, że po ostatnich pięknych meczach reprezentacji polskich szczypiornistów, będę mógł zobaczyć na ulicy ludzi w koszulkach Vive Kielce.
Nie każdy musi oczywiście interesować się sportem. Promowanie swojego miasta przez kieleckich kibiców jest według mnie pozytywnym zachowaniem, jednak noszenie koszulek w żółto-czerwone pasy to nie wszystko. Podobnie jak w przypadku obywateli Nowego Jorku, o których pisałem na wstępie, samoświadomość mieszkańców, ich związek z miastem, z jego historią, budynkami i resztą społeczności jest niezmiernie ważna. Niezliczoną ilość razy słyszałem z ust ludzi urodzonych w naszym mieście, że Kielce są najgorszym miejscem we wszechświecie, że nie da się tutaj nic zrobić, niczego osiągnąć i że tak naprawdę to ziemia powinna się rozstąpić i pochłonąć ten gród nad Silnicą. Mnie się wtedy pięści ze złości zaciskają, w takich sytuacjach powtarzam sobie w myślach, że te opinie świadczą tylko i wyłącznie na niekorzyść osób je wypowiadających, a nie na minus mojego miasta.
Ja jestem zwolennikiem teorii, że aby życie jakiejś większej wspólnoty się poprawiło, każdy pojedynczy człowiek powinien się zająć swoim własnym podwórkiem. Jeśli kochamy swoje miasto, to zakładajmy w nim firmy, wykonujmy sumiennie swoją pracę (nieważne, czy jesteśmy ekspedientami w sklepie, budujemy drogi, czy jesteśmy właścicielami przedsiębiorstwa o milionowych obrotach) i odnośmy się z pozytywnym nastawieniem do osób, które spotykamy na swojej drodze. Ta teoria brzmi oczywiście patetycznie, wzniośle i może nawet sztucznie, ale zapewniam, że sprawdza się bezbłędnie.
Piotr Tkaczyk
Tekst Publikowany w Miesięczniku CKINFO
Fotografia: www.przewodnik.onet.pl