Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    „Prezydent musi dać przykład”


    Grzegorz Banaś – ma 50 lat. Absolwent Politechniki Świętokrzyskiej na Wydziale Elektrotechniki, Automatyki i Informatyki. Był kieleckim radnym; w latach 2006-2007 pełnił funkcję wojewody świętokrzyskiego. Jest senatorem Prawa i Sprawiedliwości oraz kandydatem tej partii na prezydenta Kielc.

    Prawo i Sprawiedliwość popierało Wojciecha Lubawskiego w wyborach samorządowych 2006 roku. W obecnej kadencji Rady Miejskiej pozostajecie w koalicji z obecnym prezydentem i jego „Samorządem 2002”. Proszę zdradzić, które elementy polityki prezydenta Wojciecha Lubawskiego spowodowały sprzeciw PiS, a tym samym Pana senatora start. Od którego momentu zaczyna się odstąpienie partii od poparcia W. Lubawskiego i jego linii rozwoju miasta?

    Grzegorz Banaś: Moment rozchodzenia się naszych dróg trzeba definiować w dość odległej przestrzeni czasowej. Przez minione osiem lat faktycznie współpracowaliśmy jako partia z prezydentem Lubawskim i jego ugrupowaniem samorządowym. Sama współpraca układała się różnie. Były momenty dobre i nienajlepsze. Plan polityczny, który był osnową naszego porozumienia, jego główną osią, polegał na tym, że w nadchodzących wyborach samorządowych poprzemy ponowną elekcję Wojciecha Lubawskiego na prezydenta Kielc, ale na pewnych warunkach, które miałby spełnić. Jeden z nich polegał na tym, że w wyborach do sejmiku wojewódzkiego, pan Lubawski i jego „Samorząd 2002” nie wystawiają własnej listy. Te założenia funkcjonowały w przestrzeni politycznej wówczas firmowanej przez śp. Przemysława Gosiewskiego. Drugi element dotyczył poparcia Wojciecha Lubawskiego udzielonego w wyborach na prezydenta Polski Jarosławowi Kaczyńskiemu, a wcześniej tragicznie zmarłemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Żaden z tych warunków nie został spełniony. Polityka rozwoju miasta, jaką się prowadzi obecnie jest stosunkowo chaotyczna. Mamy piękny stadion, który jest tak ulokowany, że w przypadku odbywanego meczu obowiązuję stan wyjątkowy w osiedlach położnych w jego bliskim sąsiedztwie. Miał kosztować 25 mln. zł., a łączna suma za jego budowę zamknęła się w 58 mln. zł. Ten sam problem dotyczy hali widowiskowej przy ulicy Bocznej, której koszty z 17 mln. wzrosły do 34 mln. zł. Mimo tego akustyka jest wadliwa, a sam obiekt mało funkcjonalny. Kolejna rzecz to parking przy Urzędzie Miasta. Pan prezydent zamiast dopuścić do darmowego parkowania w centrum dla mieszkańców Kielc, od razu rozpoczął wlepianie mandatów niepokornym kierowcą za złe parkowanie. Obiekt ten stoi teraz niemal pusty. Ostatni już przykład to spółka, której współwłaścicielami są miasto i inwestor chiński. Działa ona na wolnym rynku i buduje mieszkania jak każdy inny deweloper. Zadaniem miasta jest budowanie mieszkań komunalnych i socjalnych, nie konkurowanie z innymi podmiotami w grze rynkowej. Nie potrzeba nam gigantomanii i spektakularnych inwestycji, a zrównoważonego rozwoju. Modernizacja Kielc powinna być komplementarna.

    Jak Pan sądzi, co było przyczyną rezygnacji Wojciecha Lubawskiego z debaty wyborczej z innym kandydatami?

    G. B.: Dotykamy tu pewnego rysu charakterologicznego, który pozycjonuje pana prezydenta jako człowieka zarządzającego tak dużym organizmem jak miasto. Jest to człowiek zamknięty w sobie, nieuznający wymiany argumentów i znajdowania wspólnego pola wyjścia. Uważa, że jedynie to, co sam ma do zaproponowania jest właściwe. Z takim stylem zarządzania miastem trzeba skończyć. Dlatego proponuję prezydenturę otwartą na ludzi.

    Które elementy polityki inwestycyjnej i społeczno-kulturalnej prezydenta Lubawskiego będzie Pan kontynuował w razie wyboru?

    G. B.: Zaczęte inwestycje oczywiście musimy jako miasto dokończyć, od tego nie ma już odwołania. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na poważny problem Kielc, jakim jest bardzo wysokie bezrobocie. Wynosi ono 11%. Kielce lokują się w gronie miast wojewódzkich na przed ostatnim miejscu pod tym względem. Wyższa stopa bezrobocia jest tylko w Gorzowie. Inwestorzy omijają nasze miasto szerokim łukiem. Jak spojrzymy na nowe inwestycje to łatwo dostrzec, że powstają najprostsze miejsca pracy, które oferują hipermarkety. Nie satysfakcjonują one na pewno absolwentów kieleckich uczelni. Jeżeli miasto nie dba o przyciągnięcie nowych inwestorów, którzy dadzą zatrudnienie na miarę ludzi z wyższym wykształceniem, nic dziwnego, że młodych ludzi z roku na rok ubywa. W Kielcach nie oddaje się też terenów pod nowe inwestycje i budownictwo komunalne. Dziwi mnie brak współpracy miasta z Państwową Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Kielce muszą być obecne i aktywne na wszelkich forach gospodarczy i misjach studyjnych. Trzeba zbudować dobrą politykę informacyjno-promocyjną.

    Czy według Pana prezydent Lubawski to człowiek, który nie jest „lokalnym patriotą” jak mu zarzucają niektórzy?

    G. B.: Nikomu nie należy odmawiać patriotyzmu, poświęcenia dla spraw publicznych oraz tego, że definiuje te rzeczy być może w odmienny sposób. Mam inne spojrzenie na to, jak powinno funkcjonować miasto i sądzę, że jest równoprawne z tym jak postrzegają Kielce inni kandydaci. Nie możemy odbierać sobie nawzajem możliwości wypowiadania własnych opinii.

    W Kielcach podobno brakuje przedszkoli. Czy zgodzi się Pan z tym poglądem?

    G. B.: Oczywiście. Zwróćmy uwagę też na małą ilość żłobków. Jako do senatora wielu ludzi przychodzi do mnie z tym problemem. Jest to sfera, którą władze miasta poważnie zaniedbały i jako prezydent zrobię wszystko by naprawić ten stan rzeczy.

    W naszym mieście od niedawna mamy uniwersytet. Jakie instrumenty jako prezydent zastosowałby Pan, żeby wspomóc rozwój lokalnych ośrodków akademickich?

    G. B.: Prezydent Kielc wbrew powszechnym opiniom ma tutaj wiele do powiedzenia. Istnieją trzy obszary w, których miasto może współpracować z ośrodkami akademickimi. Pierwszy mógłby polegać na ogłaszaniu przez prezydenta konkursu dla studentów i pracowników naukowych, związanego ze zmianami zachodzącymi w samym mieście. Dotyczyłby najlepszych prac czy osiągnięć z dziedziny np. urbanistyki i architektury albo nauk społecznych i historii regionu. Można w ten sposób identyfikować młodych ludzi z miastem, wywołać wśród nich zainteresowanie jego problemami, na, których rozwiązywanie mieli by też wpływ. Druga płaszczyzna to przekształcenie uniwersytetu przymiotnikowego w klasyczny. Dwanaście kierunków musi mieć prawo do doktoryzowania. Musimy też zatrzymać u siebie kadrę naukową, oferując jej przykładowo mieszkania na preferencyjnych warunkach. Ostatni obszar to rozwój infrastruktury Politechniki Świętokrzyskiej i Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. Potrzeba nie tylko budynków naukowo-dydaktycznych, nowych, dobrze wyposażonych laboratoriów, ale również akademickich kompleksów sportowo-rekreacyjnych i kulturalnych.

    Wiele lokalnych instytucji publicznych trawi rak nepotyzmu i patologicznych układów o mniejszej lub większej skali. Jako przykład można tu podać właśnie Uniwersytet Jana Kochanowskiego. Przeglądając się polityce zatrudnienia w rektoracie nietrudno dostrzec powtarzające się tu i ówdzie nazwiska. Czy nie czas uzdrowić kieleckie instytucje publiczne na, które prezydent ma wpływ, a innym wskazać drogę do sanacji własnych struktur?

    G. B.: Prezydent musi dać przykład własną osobą. Jest on bez wątpienia jednym z największych pracodawców w mieście. Daje pracę nie tylko ludziom w Urzędzie Miasta, ale i w dużej liczbie spółek miejskich i lokalnych szkół do poziomu ponadgimnazjalnego włącznie. By dokonać sanacji „stosunków dworskich” w różnych instytucjach trzeba zacząć od siebie. Oznacza to, że prezydent musi być strażnikiem przejrzystości. Dbać o to by prowadzona polityka zatrudnienia w podlegających mu strukturach była transparentna. Jako kandydat na prezydenta otrzymuję także wiele sygnałów, że panuje przekonanie wśród kieleckich przedsiębiorców, iż większość przetargów wygrywają wciąż te same firmy. Nie twierdzę tutaj, że tak jest na pewno. Wszystko musi się odbywać przy otwartej kurtynie, aby nie było domniemanych przypadków naginania prawa.

    Wiele osiedli kieleckich stale nie jest bezpiecznych. Od lat takim rejonem jest Czarnów. Pańskie pomysły na zwiększenie bezpieczeństwa mieszkańców?

    G. B.: Monitoring, który jest na wielu osiedlach trzeba zdecydowanie rozszerzyć. Dziś występuje on głównie na młodych osiedlach. Starsze rejony miasta zamieszkałe w sporej części przez emerytów i rencistów, ludzi starszych, którzy pragną spokoju, takiego nadzoru wizyjnego nie mają. Należy zwiększyć aktywność straży miejskiej. Formacja ta istnieje po to by dawać poczucie bezpieczeństwa kielczanom, a nie tylko dawać mandaty za złe parkowanie. Strażnik miejski może podobnie jak policjant zatrzymać i wylegitymować. Rozważyć można powrót do idei patroli mieszanych. Wspólne patrole policji i straży miejskiej poszerzyłyby sferę bezpieczeństwa na osiedlach. Oprócz tego musimy koniecznie poprawić oświetlenie miejskie. Jest zbyt dużo ciemnych uliczek i niebezpiecznych zaułków.

    W Kielcach ma powstać pomnik Józefa Piłsudskiego. Istnieje u nas pewien kult marszałka i legionów widoczny wyraźnie w formacji jaką jest PiS. Pod pomnikiem „Czwórki Legionowej” 11 listopada kwiaty składa głównie prawica, nie lokalne ugrupowania lewicowe. Pomieszanie pojęć czy może jednak Piłsudski nigdy nie nadawał się na symbol lewicy? Chodzi tu głównie o nasz kontekst miejscowy. Czy Pan się uważa za prawicowego piłsudczyka?

    G. B.: To bardzo ciekawe zagadnienie. Przypomnijmy tu najpierw słynne słowa marszałka Józefa Piłsudskiego, że z „czerwonego tramwaju” wysiadł na przystanku niepodległość. Mój dziadek przed wojną był działaczem PPSu. To, co odnajduję w tradycji piłsudczykowskiej to przede wszystkim wartości niepodległościowe i republikańskie. Dbałość o dobro wspólne, któremu czasem trzeba podporządkować interes jednostki. Nie chcę przez to powiedzieć, że państwo silne ma być opresyjne albo omnipotentne. Ma spełniać swoją rolę w tych obszarach do, których zostało powołane, jest do nich predestynowane z samej zasady. Jestem prawicowym piłsudczykiem w rozumieniu konserwatywnego państwowca dla, którego najwyższą wartością jest dobro wspólnoty i niepodległość ojczyzny. W ten sposób odczytuję spuściznę marszałka Piłsudskiego.

    Może jeszcze puenta, albo mądre słowo na sam koniec?

    G. B.: Odrzucić nasze dziedzictwo to znaczy stanąć na ruchomych piaskach i budować przyszłość, która zaraz runie. Społeczeństwo zatomizowane nigdy nie będzie stać na czyn podobny legionowemu.

     

    rozmawiał Marek Andrzejewski

    Wywiad ukazał się w Tygodniku Extra Kielce!


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740