Studiuje.euRecenzje„Ściana” 21 lat później
„Ściana” 21 lat później

Zwykle staram się być wstrzemięźliwy, jeśli chodzi o „przewidywanie przeszłości”, ale nie tym razem. Choć dopiero mamy początek czerwca to nie mam wątpliwości, co zostanie uznane za muzyczne wydarzenie roku 2010. Roger Waters – były członek grupy Pink Floyd powraca ze swym najdoskonalszym dziełem, albumem „The Wall” i serią koncertów przypominającą to rockowe widowisko wszechczasów.
„The Wall” był, jest i będzie kamieniem milowym w historii rocka, a seria widowisk, na których Pink Floyd odgrywali swe dzieło do dziś uchodzi za najlepsze koncerty wszechczasów. To nie są melodyjki, które udają muzykę. To prawdziwy, przejmujący rock, który mówi o czymś ważnym i wymaga od słuchającego skupienia. „The Wall” to album, który pokrył się 23 razy platyną i z którego pochodzi jeden z największych muzycznych szlagierów w historii "Another Brick in the Wall, Part 2". To wreszcie album, który doczekał się filmu pod tym samym tytułem, filmu, który znany jest chyba na całym świecie – nie tylko dzięki muzyce, ale też dzięki niezwykle uniwersalnej wymowie i znakomitej reżyserii Allana Parkera.
Nie wiele brakowało a płyta w ogóle by nie powstała. Po nagraniu płyty „Animals” członkowie Pink Floyd mieli siebie dość. Roger Waters, który był twórcą większości materiału grupy maił też dyktatorskie zapędy i zupełnie nie liczył się ze zdaniem pozostałych muzyków. Do ponownego zejścia się muzyków zmusiły finanse. Dotychczasowe pieniądze, w wyniku powierzenia ich oszustowi przepadły.

Członkowie Pink Floyd wiedzieli, że tylko wspólne występy uratują ich konta. Spotkali się, więc i uzgodnili warunki dalszej współpracy. Na to spotkanie Roger Waters przyniósł dwie taśmy z muzycznymi projektami i zarysami przyszłych płyt i dał kolegom prawo wyboru, jedna z tych taśm zamieni się później w jego solowy album „The Pros and Cons of Hitch Hiking”, druga, wybrana na przyszłą płytę Pink Floyd, ze względu na bardziej uniwersalistyczną wymowę, zamieni się właśnie w „The Wall”.
Waters rozpoczął pisanie albumu, jako protest przeciw rockowi stadionowemu, który jego zdaniem niszczył kontakt między muzykami a publicznością. Szybko jednak płyta zaczęła nabierać innych kształtów. „The Wall” opowiada o alienacji człowieka we współczesnym świecie. O samotności tkwiącej w każdym z nas i o tym, że tej pustki nie jest w stanie nic wypełnić. Waters wplatał w album wątki ze swej autobiografii –nadopiekuńczość matki, utratę ojca podczas wojny. Głównym bohaterem swej muzycznej opowieści uczynił muzyka rockowego „Pinka”, który po części był odbiciem jego samego. „Pink” podejmuje nieudane próby zburzenia „muru” alienacji, smutku i samotności poprzez zatracanie się w koncertowym szale, małżeństwie, przypadkowych związkach fankami. Wszystkie te próby okazują się bezowocne a ściana rośnie…
Do dziś wiele osób kojarzy „The Wall” z murem berlińskim. W 1990 roku Waters, po odejściu z Pink Floyd i przy asyście rockowych takich sław jak np. Scorpions, Bryan Adams czy Van Morrison, zdecydował się bowiem wystawić „Ścianę” w Berlinie na ruinach zburzonego muru. Oczywiście mur berliński stanowił tu symbol murów między ludźmi z „The Wall”, ale album ma o wiele bardziej uniwersalna wymowę i powstał dużo wcześniej niż zburzono mur (1979 r.). Do dziś też album uchodzi w zasadzie z autorskie dzieło Watersa, a wkład pozostałych muzyków jest pomijany. W dużej mierze jest to prawda, bo Waters figuruje, jako jedyny twórca przy wszystkich piosenkach z „The Wall”. Nie można jednak zapominać o wkładzie w płytę Davida Gilmoura, który okrasił krążek wspaniałymi solówkami i jest współautorem największych, obok "Another Brick in the Wall, Part 2", hitów z tej płyty jak: "Young Lust", "Run Like Hell" czy dla mnie najwspanialszego utworu wszechczasów: "Comfortably Numb".

Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego Waters zdecydował się powrócić z swym największym dziełem właśnie teraz? Jak sam pisze na swej stronie: „Refleksje, jakie mnie nachodzą są następujące: Czy technologie komunikacyjne w naszej kulturze służą oświecaniu nas i pomagają zrozumieć nam się lepiej, czy oszukują nas i rozdzielają?”. A w wywiadzie dodaje: "Zacząłem się zastanawiać, czy historia o jednym facecie, którą przecież jest "The Wall", może być alegorią relacji między nacjami czy między religiami. Innymi słowy: czy można temu dziełu nadać bardziej uniwersalny charakter niż w 1980 i w 1990 roku. Myślałem o tym bardzo intensywnie, nagle przyszło mi do głowy kilka pomysłów, wynotowałem je i powiedziałem sobie: zrobię to!".
Trasa koncertowa rozpoczyna się 15 września w Toronto i potrwa do 14 grudnia. W tym roku obejmie tylko USA. W marcu 2011 roku przeniesie się do Europy na 57 występów. Szczegóły europejskiej trasy nie są jeszcze znane. Pozostaje mieć nadzieję, że Roger zwita do Polski…
http://www.rogerwaters.com/
Paweł Kowalski