Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    Love massage


      Jakoś tak dziwnie ten świat jest złożony, że nawet mając wszystkich w domu, przyjaciół i znajomych na pęczki, człowiek, nie ważne z której epoki, zwykł mówić o sobie ,, jestem samotny”, ponieważ obok nie było partnera.

    Jedni bardzo szybko spotykali właściwą osobę, z którą byli w stanie zgodnie przeżyć życie,  inni potrzebowali trochę czasu i doświadczeń z kilkoma, by się ustatkować.  W każdym razie te dwie grupy budowały większość,  a więc nie brakowało głosów za tym, że ,,Trzeba się wiązać. Normalny, zdrowy, wartościowy człowiek nosi obrączkę na palcu”. Choć istnieli przecież i kolejni, którzy nie byli na tyle przebojowi, otwarci,  rozchwytywani czy też  elastyczni, by dostosować się do potrzeb życia we dwoje i pozostawali sami na zawsze. Określani byli mianem starych panien czy starych kawalerów. ,,Łatki”  te niosły w sobie zawarte negatywne przesłanie, jakoby  życie tych ludzi sprowadzało się w całości do matrymonialnej porażki.

    Zrozumiałym więc było, że wszyscy starali się równać ,,w górę”, a więc zakładać rodziny i wstępować w związki, choć myślę, że i bez społecznego nacisku, wielu z nich miało po prostu taką potrzebę. Gorzej, gdy znalezienie kogoś nastręczało trudności, bo młodzi byli nieśmiali np… Dla takich osób właśnie, istniała w społeczeństwie instytucja swatki. Nieformalna rzecz jasna. Najczęściej kobieta, zaprzyjaźniona, czy z rodziny, starsza, doświadczona.  Zapoznawała ze sobą młodych, którzy mogliby przypaść sobie do gustu. W przypadku ludzi z majątkiem, to raczej rodzice młodych, sami między sobą uzgadniali przyszłość swoich dzieci. Ponieważ człowiek jako taki, nie zmienił się przez wieki – dalej chce kochać, miłość przyjmować, na kimś się wesprzeć i z kimś rozmnażać, dziś mamy biura matrymonialne, fast dates i przede wszystkim… Internet. I nie ważne w co wierzycie – w przeznaczenie, czy jego brak, wielu z Was już  loguje się lub logowało na portalach randkowych ,a inni dopiero to zrobią. W imię zasady - szczęściu trzeba pomagać…

    Piszę o związkach, które powstają by ostatecznie przyczynić się do powstania nowej rodziny, ponieważ studenci prędzej czy później w większości przypadków dojrzewają do tego, że chcą się związać z kimś, ale już na stałe. Partnerzy na kilka imprez, ludzi w wieku rozrodczym i o pewnej dojrzałości emocjonalnej, już nie interesują. Taki los! Trzeba podtrzymywać z kimś istnienie gatunku…

    Rodzi się tylko pytanie – jaką wartość ma taka miłość z Internetu? Czy forma poznania, nie zubaża czasem związku? A może to ludzie, którzy tak szukają partnerów, opierają swoje relacje na byle czym, nie koniecznie na rzeczywistym uczuciu i więzi?

    Czy korzystanie z Internetu przy poszukiwaniu partnera jest rzeczywiście godne polecenia i przynosi pożądaną miłość?

    Szukając na rodzimym podwórku przykładów godnych zacytowania, napotykam na historię Magdy, która trzech spośród czterech swoich chłopaków poznała przez Internet. Właściwie tylko oni byli tak na serio. Ten pierwszy przytrafił się jeszcze w szóstej klasie podstawówki i był to raczej taki żart, że oni są ze sobą. W sumie były to takie szczeniackie zabawy w bycie parą , a nie rzeczywisty związek.

    Następny i pierwszy konkretny, był Dawid. W szkole średniej poznali się na jakimś czacie, popisali z miesiąc i postanowili się spotkać. Już na pierwszej randce była róża i pytanie prosto z mostu : ,,Czy chcesz ze mną być?”, a że Magda akurat innych propozycji nie miała, odpowiedziała twierdząco. Dawid był chłopakiem przystojnym, rok młodszym, miłym, więc wejście miał dobre. Nie trwało to jednak długo, kilka miesięcy zaledwie, jak Magda zdecydowała o rozstaniu. Na początku było fajnie: pierwsze pocałunki itd., moc emocji – takie standardowe zauroczenie. Chłopak okazał się jednak na dłuższą metę męczący, ponieważ za każdym razem gdy przyszedł się z nią spotkać, poruszał jakiś problem i … płakał. Zbyt krótko się poznawali, by Magda mogła wiedzieć o tym wcześniej.

    Na początku dziewczyna starała się go zawsze pocieszać, ale z czasem, z bezsilności wybuchała płaczem i ona. Wtedy on zalewał się łzami po raz drugi, ponieważ zdawał sobie sprawę jak zasmuca ją i ostatecznie na odchodne płakali oboje. Praktycznie każde ich spotkanie we dwoje groziło podtopieniem mieszkania przez nieustannie wzruszonego Dawida. No i Dawid aspirował do tego by szybciutko Magdę rozdziewiczyć. Ona jednak, po rozmowie z przyjaciółką, powzięła decyzję, że dość tego. Odeszła. Chłopak oczywiście długo płakał, bo w tym był przecież najlepszy. Bełkotał coś jeszcze, że się zabije, ale gdy usłyszał ,, Nie trać czasu!”, zamiaru i gróźb zaniechał.

                To było zimą. Latem już był Marek, poznany w podobny sposób, bo na fotce.pl. Jak widać Magda nie była zrażona do tego typu znajomości. On miał 28 lat, ona 18, w  związku z tym przepaść wiekowa między nimi wynosiła dekadę. Nic to przecież, bo ważne były dla Magdy oznaki dobrej woli, a Marek z Magdą być najwyraźniej chciał. Był dla niej miły, a ona niczego ponad te dwie rzeczy od chłopaków nie oczekiwała na wejście.

      Pracował jako kierowca ciężarówki i lubił piwo. O życiu nie myślał jak wypadałoby trzydziestolatkowi – żadne tam domy, dzieci, żony, w związku z tym Magda nie czuła się przy nim jak w potrzasku. Sama będąc w szkole średniej szukała raczej kogoś z kim można by miło spędzić czas, a co ponadto, to mniejsza o to. Tyle, że Marek, dojrzały mężczyzna szukał kobiety raczej z czysto fizycznych pobudek, bo cóż mu było jeszcze do szczęścia potrzebne? Ciężarówkę miał, piwo mógł sobie kupić, mecz w telewizji nadawali przynajmniej raz w tygodniu… Właściwie tylko zdrowego regularnego seksu. Magda trzymała go na dystans, więc pod jej nieobecność, gdy wyjechała na praktyki, on spotykał się z innymi dziewczynami z Internetu. Po powrocie sprawa się wydała, trzeba więc było się rozstać. Bez żalu, bo związek trwał ledwo trzy miesiące. Poza tym, rzadko się widywali, częściej pisali SMSy, a więc nie było zbytniej więzi.

                Kawaler numer trzy, Piotrek. Ten wydawał się idealny. Wesoły, spontaniczny, łatwo okazywał uczucia w przeciwieństwie do Magdy, a więc świetnie się w tym względzie uzupełniali. Pracował, był 2 lata starszy i mama Magdy go kochała jak własnego syna. Byli ze sobą dwa i pół roku, planowali wspólną przyszłość i wydawało się, że będzie ona szczęśliwa. Sprawa jej wyjazdu za granice do pracy przyczyniła się jednak do rozpadu związku, któremu wróżono sielską przyszłość.  

    Minął rok odkąd wyjechała. Zapewne do Polski na stałe już nie wróci. Jest jeszcze coś o czym warto wspomnieć. Ktoś właściwie, a mianowicie Alan – chłopak polskiego pochodzenia poznany na sympatii.pl.  Jak na razie, się poznają … A Magda? Nie przebiera, nie grymasi, w nową znajomość wchodzi radośnie, lekko i z nadzieją, nie stawiając kandydatowi na swojego partnera większych wymagań co do niego samego. Będzie chciał być, to dobrze! Nie? To nie.

    Karolina. Pawła poznała na czacie gdy była w pierwszej klasie szkoły średniej. Pisali długo i głęboko.  Lubił taką samą muzykę jak jej brat, obaj kiedyś w wyraźny sposób manifestowali swoje gusta w tym względzie. Poczuła dla niego akceptację, ponieważ kojarzyła to z własnego domu. Poczuciem humoru też jej bardzo odpowiadał. No i chłopak wykształcony, wrażliwy,  pisał z sensem… Mogli tak do rana ,,czatować”.

    Jak później sama przyznała, ich problemem na wejście było to, że zbyt dobrze, zbyt dogłębnie się poznali w świecie wirtualnym. Nie spieszyli się w  zabieganiu o siebie. Właściwie na początek fajnie się pisało, później już gadało, bo przez telefon, ale nie spinali się na żadne związki! Przyszedł taki moment, że zdecydowali się poznać osobiście. Wymienili  zdjęcia za pomocą poczty elektronicznej, ustalili miejsce i czas – Ul. Sienkiewicza w Kielcach, któraś z zimowych sobót. Właściwie wtedy gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że ta historia mogłaby przybrać miłosny obrót. Ot, takie ciche marzenie! Paweł miał bliższą drogę, Karolina mieszkała trochę dalej. Każde było podekscytowane przygotowaniami do spotkania, pełne nadziei, ale nie obyło się i bez niepokoju. Nerwy niesamowite! Karolina będąc blisko ustalonego miejsca, już miała zawrócić i uciec, zobaczyła jednak Pawła nadchodzącego z naprzeciwka - po prostu nie wypadało. Poznała go od razu. On ją z resztą też. I nie napiszę tu teraz nic patetycznego w stylu : ,, Poczuła jak strzała Amora przeszyła jej serce”, bo nie przeszyła. Gdy pytam o jej pierwsze wrażenia, Karolina nie chce odpowiadać. Zeszła z chmur w tym momencie, jak mi się wydaje. Nie jest to koniec jednak tej historii, ponieważ kontaktowali się odtąd w dalszym ciągu, spotykali coraz częściej i częściej tak, że latem już stanowili parę. Przez trzy lata bycia ze sobą poznali się bardzo dobrze i mocno zbliżyli. Od roku są zgodnym i szczęśliwym małżeństwem. Na dowód tego, że się kochają powiem, że  ich ślub był zaplanowany z rocznym wyprzedzeniem, żadnych ,,wpadek” , ani innych ponagleń ku temu nie było. Karolina w owym dniu miała 21 lat, Paweł 25.

    Inny pokrzepiający przykład Internetowej miłości to Kamila i Adrian. Półinternetowej, uściślijmy. Poznali się w Kielcach na imprezie w Juwenalia, w jednym w popularnych lokali. Miło im się rozmawiało ze sobą (jak to przeważnie po alkoholu), wymienili się numerami gg, ponieważ Adrian był przyjezdny i każde wróciło do swojego świata. Kamili Adrian się spodobał od razu, i odwrotnie. Jednak żadne z nich nie widziało szans na coś więcej jak tylko  na znajomość. Dzieliły ich przecież dziesiątki kilometrów.

    Na początku rzeczywiście, pisywali ze sobą, ale w miarę upływu czasu rzadziej i rzadziej, aż w końcu wcale. Po półtora roku gdy okazało się, że Kamila musi jechać do Wrocławia i nie ma gdzie przenocować, a przydałoby się, wpadła na ciut szalony pomysł, by zapytać o nocleg  znajomego z dyskoteki. Obcego praktycznie, bo oprócz tej jednej rozmowy (po pijaku) na żywo, nie miała okazji poznać go w realu. Zaryzykowała. Na szczęście miała dalej numer jego komunikatora, choć już go nie używała. Co więcej,  Adrian się zgodził! Dziś są oczywiście po studiach, stanowią małżeństwo, mają dwuletniego synka. Tamten nocleg zaowocował najpierw znajomością, później czymś więcej, i więcej, aż do miłości.

    No i Basia. Zawsze miała powodzenie za przyczyną swojego sympatycznego i wesołego usposobienia, ale nie przeszkodziło jej to wejść na sympatię.pl. Nie zalogowała się jeszcze tak konkretnie, by coś opłacić i móc wysyłać wiadomości do innych użytkowników, a już namierzył ją zalogowany tam Radek i zaczął posyłać wirtualne całuski. Podał swój numer gg i wtedy Basia napisała do niego już poza portalem. Są para półtora roku, choć już po 6 miesiącach Basia kręciła nosem, że Radek- dobry, wrażliwy, atrakcyjny chłopak, przy tym bardzo męski, jej się chyba nudzi. Na swoje szczęście przeczekała ten czas, bo później przyszło do niej dojrzalsze uczucie, którego dziś już by z rąk wypuścić nie chciała. I dobrze, bo w tym związku jest ,,noszona na rękach” i lepiej trafić nie mogła.

    Jak więc ocenić takie wirtualne romanse? W Internecie oprócz wartościowych ludzi, na randkowe portale logują się przecież przeróżne cudaczne typy!

    Jakby na to nie spojrzeć, ci sami ludzie chodzą po ulicach, a prędzej czy później dochodzi  do spotkania oko w oko i można się z takiej znajomości wycofać, albo nadać jej kształt tylko i wyłącznie koleżeństwa. Sądzę, że trzeba zwyczajnie dać sobie na weryfikację stanu deklarowanego z faktycznym trochę czasu, a więc nie wskakiwać w związek jak w nowe spodnie - szybko i bez zastanowienia. Te z wyżej opisanych, które były zawierane nagle i jak się okazało z czasem, pochopnie, nie przetrwały nawet roku. Za to ci, którzy poznawali się długo i powoli( za wyjątkiem Basi i Radka – ci nie tracili czasu), dziś stanowią wyjątkowo udany tandem, a nawet rodzinę. No i też wypadałoby trochę odsiewać ziarno od plew, nie brać wszystkiego co się nawinie. Warto też chyba znać jakieś swoje minimum, które musimy mieć w związku zapewnione, ale nie wchodzić na portal z wypisanym na profilu szczegółowym rysopisem tego, kogo chcemy zapoznać, bo sklepem to on jednak nie jest. Niebieskooką brunetkę w okularach o imieniu Marta, której tak szukasz, zapewne znasz od lat, wiec zamiast wyglądać takiej samej, zadzwoń do oryginału. Nie chce cię znać? Pozostaje tylko… wyluzować i dać szansę innym.

    Uczucia. Na początku jest to mieszanina nadziei, marzeń, oczekiwań, ciekawości tego drugiego człowieka. Przy spotkaniu, oczarowanie, albo rozczarowanie. Miłość przychodzi z czasem, albo... wcale. Bądźmy jednak szczerzy, nie każda poznana w sposób ,,naturalny” para decyduje się na bycie ze sobą z wielkiej romantycznej miłości! Czasem jest to po prostu przyjaźń, albo dobra wola obu stron. Więc Internet wydaje mi się, że daje nam klucze do nowej znajomości, ale po zapoznaniu, sprawa jest już zupełnie nieinternetowa i tak należy na to patrzeć.

    Czy forma poznania zubaża związek? Być może trochę oszpeca historię tej miłości. Coś się jednak traci, jakiś urok tego niewiadomego, podchody, emocje tych dni, gdy coś wisi w powietrzu takiego, że nie chce się spać, nie chce się jeść, a jednak nie wiadomo co to jest… No ale nie wszyscyśmy ,, z romansu tła”, a kochać i być kochanym chciałby każdy, więc to jedno możemy sobie darować. Nie każdy przecież lubi niepewność, a na portal randkowy wchodzi się w konkretnym, wiadomym celu i raczej się tu nie udaje intencji innych niż te, by znaleźć sobie parę. Kawa na ławę!

    Co do sposobu poznania, wydaje mi się, że każdy jest dobry, jeżeli tylko wynika z tego coś pozytywnego. Ktoś kto mało ,,bywa”, każdego dnia przemierza te same ścieżki i napotyka na nich na tych samych ludzi, nie ma raczej zbyt wieku okazji, by poznać kogoś nowego i się zakochać. W domu to samo. No chyba, że jest ci pisany listonosz, hydraulik, ewentualnie komornik, no to tak, ci mogą sami się do Ciebie zgłosić.  Gdzieś te drugą połówkę trzeba poznać! Ewentualnie jeżeli będąc bardzo samotnym wysyłasz sprzeczny z własnym samopoczuciem sygnał – dobrze mi jest tak, też zamykasz ścieżkę do siebie. A na portalu sprawa jest oczywista – szukam ja, szukasz ty, czy mogłoby z nas dwojga coś być? Z moich obserwacji wynika, że znajomości z fotki i z nk  są często bardzo powierzchowne(zaczynają się od ładnej buzi, a kończą na ciekawości czy piersi też masz fajne). Najbezpieczniej jest chyba na portalach, gdzie za otworzenie konta się płaci. Dla katolików, szukających wśród katolików, powstała strona przeznaczeni.pl, najpopularniejsza jest chyba jednak Sympatia.pl. Czy warto było szukać partnera w ten sposób, widać będzie na końcu!

    Tym którzy chcieliby spróbować, a wstydzą się lub boją, zacytuję pewne popularne powiedzenie: ,, Jeśli ktoś jest Ci przeznaczony, na drodze stoi rozkraczony. I tak na niego wpadniesz.” Tyle, że trzeba spacerować, a od czasu do czasu bywać na nowych ścieżkach.  Internet byłby w takim razie autostradą XXI wieku, a ty świętą krową – wszyscy stoją, bo właśnie idziesz.

     

     

    Grażyna Kałuzińska

     


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu
    tel: 664 728 181

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740

    sitemap