Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    Jego pionowy świat


        Mała salka, w której unosi się mnóstwo kurzu i dymu z magnezji. Z komputera leci głośna, heavy-metalowa muzyka. Pod jedną ścianą stoi stara szafka i wersalka. Po drugiej stronie już nie ma zwykłej ściany.

    Jest ścianka – wspinaczkowa, z mnóstwem różnorodnych uchwytów. Na suficie też umocowano uchwyty, jakby z myślą o pająkach. Ludziach-pająkach.

     

    Od mniejszych do większych kamyczków


        Łukasz z gracją kota przemieszcza się po uchwytach, po czym zeskakuje. Przygląda się chwilę ściance i za chwilę znów pnie się ku górze, stosując przy tym coraz wymyślniejsze pozy.
        – Od zawsze ciągnęło mnie w stronę wspinaczki – opowiada. Gdy był młodszy, pokonywał drogi na małe „kamyczki”. W miarę upływu lat „kamyczki” zamienił na kamienie i poważne skały. – W ostatnim czasie dzieje się to już na poważnie; od dwóch lat jestem zrzeszony w Świętokrzyskim Klubie Alpinistycznym – mówi. Co znaczy „na poważnie”? Po kursie wspinaczkowym Łukasz spędza coraz więcej czasu, pokonując różne drogi – nie tylko na ściance. W sezonie, kiedy jest ciepło, można go spotkać w ogródkach skałkowych. A Kielce i Polska w ogóle w takie obfitują. – Jeśli chcemy zobaczyć coś nowego, to zawsze można jechać w Jurę Krakowsko-Częstochowską – dodaje.
        Gdy pogoda dopisuje, Łukasz poświęca na wspinaczkę nie tylko każdy weekend, ale również i dni robocze. Na pytanie, czy da się pogodzić to zajęcie z innymi obowiązkami, chłopak potwierdzająco kiwa głową. – Ale to zależy od stopnia zaangażowania. Zdarzają się tacy zapaleńcy, którzy sześć dni w tygodniu pokonują strome ściany. Dla nich „wspina” jest już sposobem na życie.

    „Wspina”

        – Głodny jestem! – jęczy po raz wtóry kolega Łukasza, Marcin. Po chwili wyciąga z plecaka butelkę z białym płynem. Mleko? Nie, to białko serwatki. Niektórzy wspinacze przez cały rok stosują specjalne diety, aby zachować stałą wagę. To pomaga we wspinaczce. „Dieta” Łukasza należy do bardziej zróżnicowanych. Mówi, że kiedy się jest studentem, na specjalne diety nie ma miejsca. – Jak się w takim razie odżywiasz? – pytam i w odpowiedzi słyszę: najczęściej kiełbasa, zwykły chleb i tak dalej. Chłopak z rozbrajającą szczerością przyznaje, że piwem też nie pogardzi. – Wspinaczka może być sportem, ale tylko wtedy, gdy traktujemy ją jako walkę z samym sobą, ze swoimi słabościami – tłumaczy. Im więcej czasu ktoś poświęca na „wspinę”, tym bardziej staje się ona jego sposobem na życie. Bywają takie osoby, które podporządkowują temu sportowi cały swój rytm. W skrajnych przypadkach praca i rodzina schodzą na dalszy plan.
        Idzie tu nie tylko o wolny czas, ale także i o finanse. – Na sprzęt do wspinaczki skałkowej wydamy do 500 złotych, ale jeśli myślimy o wysokich górach, to ceny wzrastają do tysięcy – objaśnia Łukasz. Lina, uprząż, komplet ekspresów (urządzeń umożliwiających wpinanie liny w skały), kask i odpowiednie obuwie – to podstawowy „szpej”, który wspinacz powinien posiadać. W zimie dochodzą raki, czekany i, ewentualnie, śruba lodowa. No i jeszcze ubrania – z oddychających tkanin, żeby, spociwszy się, nie przemarznąć. Każda z tych rzeczy kosztuje. Wraz ze wzrostem zaangażowania rośnie liczba (i cena!) wydatków. A jeszcze samo posiadanie sprzętu to nie wszystko. – Trzeba umieć to obsługiwać – dodaje Łukasz. Kiedy jednak wspinacz po wielu trudach staje na szczycie i patrzy na drogę, którą przeszedł, wszystko, co przyziemne, przestaje się liczyć. A już na pewno radość urasta do większych rozmiarów, kiedy przejdzie się nową drogę albo taką o wysokim stopniu trudności.

    „Dać ze szmaty”
        
        Pytam chłopaków o charakterystyczne słownictwo. – Tak, wykształcił się wśród wspinaczy specyficzny żargon – stwierdzają ze śmiechem. Podają kilka przykładów: „zadać z fakera” to korzystać w skale z chwytu jednego palca, dokładnie palca środkowego, jak sama nazwa wskazuje. Dalej mamy „dać ze szmaty”, czyli podciągnąć się na jednej ręce; „jebadełko” – przyrząd do usuwania własnoręcznie założonych asekuracji (przydatne w górach); „zbułować się” – zmęczyć się tak, że czuje się ból mięśni w przedramieniu; „zaliczyć lot” – odpaść podczas wspinania z dolną asekuracją. To tylko pięć pojęć spośród wielu, wielu innych. Język wspinaczy przypomina trochę sposób wyrażania się żeglarzy. Komuś nieosłuchanemu trudno się połapać, o czym traktują prowadzone przez nich dialogi.

    Zjazdy i kontuzje
        
        – Wypadki się zdarzają, nie da się tego uniknąć – stwierdza Łukasz. Wspina się po pochyłej ściance i po chwili zeskakuje, trzymając się za rękę. Grymas na twarzy wskazuje, że boli. Nie trzeba jednak długo czekać, chłopak po kilku minutach znów wdrapuje się do góry. – We wspinaczce skałkowej niebezpieczne sytuacje zdarzają się rzadko, są wręcz incydentalne. Inaczej sprawa ma się w wysokich górach – wyjaśnia. Przypominam sobie opowieści leśniczych z rejonu Morskiego Oka. Wczesnym latem, kiedy śniegi powoli zaczynają topnieć, pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego nierzadko znajdują ludzkie szczątki. – Ja się na razie nie wspinałem w Tatrach i jestem cały – mówi młody wspinacz. Jedyne, co mu dolega, to nadwerężenia stawów. Inaczej ma się sprawa z jednym z członków klubu, który chodzi dziś o kulach. – Zdarzają się upadki z wysokości. Wynikają nie tyle z głupoty, ile z nieprzestrzegania zasad bezpieczeństwa, np. niewpinania się do punktów asekuracyjnych. To dość popularne – tłumaczy Łukasz i dodaje, że na szczęście nikt z jego znajomych nie uległ śmiertelnemu wypadkowi.


    Jak widać, mimo wszystko wspinaczka może być wspaniałą przygodą. Choć ryzyko jest wpisane w ten sport, to ciągle przybywa mu zwolenników. Po obejrzeniu wystawy zdjęć Świętokrzyskiego Klubu Alpinistycznego „Mountain Prospects” w Muzeum Historii Kielc przekonuję się, że dla wspaniałych widoków warto pokonać nie tylko kilkadziesiąt metrów w pionie, ale także swój strach i słabości – to, o czym mówił Łukasz. Pozostaje tylko spróbować swoich sił we „wspinie”.


    Magdalena Wach


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu
    tel: 664 728 181

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740

    sitemap