Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    Aż po grób!


     Pół roku temu na czacie poznałam dziewczynę, miała na imię Ania. Od tamtej pory stałyśmy się najlepszymi wirtualnymi przyjaciółkami i  pomimo tego, że  nie wiedziałyśmy nic o naszym wyglądzie, to dużo wiedziałyśmy o wnętrzu. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Postanowiłyśmy się spotkać. Ania od razu powiedziała, że nie będzie mogła mnie odwiedzić i podała mi swój adres: Ośrodek Leczenia Uzależnień.

                 

     Idąc na to spotkanie zupełnie nie wiedziałam co mam myśleć. Co ona tam robi? Od razu   nasunęły mi się myśli, że może jest jakąś ćpunką, albo alkoholiczką. Ale jak to? Przecież to niemożliwe, ona była bardzo inteligentna i w rozmowach z nią nic nie wskazywało na to, żeby (powiedzmy) nie myślała trzeźwo. Ale po co te spekulacje? Zaraz będę na miejscu i wszystkiego się dowiem – pomyślałam.

               

    Centrum Leczenia Uzależnień okazało się ogromnym, zamkniętym szpitalem, który wyglądał jak szpital psychiatryczny. Podeszłam do pani z recepcji i zapytałam, gdzie mogę znaleźć taką i taką osobę. Ta wpisała dane do komputera i powiedziała: oddział Leczenia Anoreksji.

               

    W tym momencie poczułam ulgę, której wstydzę się do dziś. Kamień spadł mi z serca, że Ania nie jest uzależniona od alkoholu ani od narkotyków, ale ona przecież jest tak samo chora. Jest uzależniona od odchudzania.

               

    Gdy dotarłam we wskazane miejsce jakaś pielęgniarka zaoferowała się, że ją zawoła. Usiadłam więc na ławeczce w korytarzu i czekałam. Minęło pięć minut, z  końca korytarza zbliżała się do mnie Ania. W mojej wyobraźni wyglądała zupełnie inaczej. Raczej była wysoką, energiczną dziewczyną, niż tym co ujrzałam. Ania była niezbyt wysoka o kruczoczarnych, ale bardzo rzadkich włosach. Jej twarz była bardzo blada, a kości policzkowe wystawały tak, jakby zaraz miały przeciąć skórę i wydostać się na zewnątrz.

               

    - To ja Ania - powiedziała i uścisnęła moją dłoń. W kącikach ust widać było przebłyski uśmiechu, ale duże, czarne oczy nadawały jej twarzy bardzo smutny wyraz.

     

    Może pójdziemy do ogrodu porozmawiać? - poprosiła. Zgodziłam się, choć w mojej głowie kłębiły się miliony różnych myśli. Bałam się, że za chwilę usłyszę historię, która całkiem zmieni mój stosunek do tej dziewczyny. Przed ośrodkiem usiadłyśmy na ławce.

               

    - Przepraszam, że nigdy ci o tym nie mówiłam – zaczęła Ania. - Zresztą, to wszystko nie miało być tak - w jej oczach pojawiły się łzy i głos jej zadrżał. Kontynuowała.

               

    - Wszystko zaczęło się gdy miałam 13 lat. Nie należałam do osób najszczuplejszych, ale jako dziecko w ogóle się tym nie przejmowałam. Jadłam to, na co miałam ochotę i nie liczyłam kalorii. Dopiero gdy skończyłam szkołę podstawową i poszłam do gimnazjum, moja nadwaga zaczęła mi przeszkadzać. Wiadomo, nowa szkoła, nowi ludzie. Każdy chce wypaść jak najlepiej. Pamiętam jakby to było dziś. Był drugi dzień roku szkolnego. Weszłam do szatni i byłam bardzo zestresowana zmianą środowiska. Nagle wokół mnie utworzyło się coś na kształt koła, a ja byłam w środku. Zewsząd słyszałam tylko wyzwiska. - Świnia, grubas, pulpet- wołali do mnie chłopcy z wyższych klas. Wybiegłam wtedy ze szkoły i popłakałam się, tak najnormalniej w świecie się rozbeczałam. Z bezradności, a z drugiej strony ze świadomości tego, że przecież oni mają rację. Tego dnia nie wróciłam już do szkoły, poszłam do domu. Rozebrałam się do naga i stanęłam przed lustrem. To było straszne, ja wyglądałam jak pulpet i to jeszcze w jakiejś mega tłustej panierce - tu Ania zawiesiła głos, żeby wziąć głęboki oddech.

               

    - Nie chciałam tak żyć. Chciałam być jak inne dziewczyny: ładna, fajna i lubiana. Ale kto chciał kolegować się ze świnią? Chyba nikt… Wtedy postanowiłam, że muszę się za siebie wziąć i coś zrobić ze swoim życiem. Zaczęłam od diety, którą znalazłam w Internecie. Oparta głównie na samych warzywach. Była bardzo skuteczna, szczególnie w połączeniu z wyczerpującymi ćwiczeniami, które fundowałam sobie codziennie o szóstej rano. Kilogramy zaczęły spadać… ale moje zadowolenie z siebie spadało razem z nimi. Wtedy przestałam w ogóle jeść. Nie odczuwałam głodu, ale tylko i wyłącznie pragnienie. Stawałam przed lustrem i cały czas widziałam tego pulpeta. Mimo tego, że kilogramy spadały, ja nie widziałam żadnej poprawy. W końcu moja mama zorientowała się, że coś jest nie tak. Znalazła za moim łóżkiem schowane w reklamówkach obiady sprzed kilku tygodni. Kazała mi się zważyć, a kiedy zobaczyła, że wskazówka wagi przekręciła się do liczby 39, zaczął się istny koszmar. Mama pilnowała mnie na każdym kroku, żebym jadła. Ja znalazłam za to inny sposób. Owszem, jadłam… Jadłam ogromne ilości naraz, żeby potem zwymiotować i znów mieć pusty żołądek. Aż pewnego razu na jednej z przerw w szkole, po prostu upadłam na korytarzu. Obudziłam się w szpitalu na OIOM- ie. Ledwo uszłam z życiem. Podłączona byłam do aparatury wszelkiego rodzaju. Zastanawiałam się wtedy, czy jeszcze żyję, w zasadzie teraz też się zastanawiam. Po wyjściu ze szpitala zostałam skierowana tu. I jak sama widzisz jedynym moim oknem na życie jest Internet.

               

    - Ja zdaję sobie sprawę z mojej choroby, ale gdy staję przed lustrem i na siebie patrzę, to wiem, że nadal jestem grubasem. I chcę być chudsza. Wszyscy tutaj starają się pomóc mi, ale nie wiem czy to im się uda- powiedziała po czym spuściła oczy i zapłakała.

               

    - Na pewno Ci się uda, ja w Ciebie wierzę, przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółką i Ci pomogę – powiedziałam Ani.


                 

    Od naszego pierwszego spotkania minęły już dwa lata. Odwiedzałam Anię bardzo często, a nasza przyjaźń stała się jeszcze większa i mocniejsza. Bolało mnie to, że nie widziałam u niej żadnej poprawy. Sama nie wiem, czy ona nie chciała się wyleczyć, czy może choroba wdarła się już tak mocno w jej psychikę, że po prostu nic nie dało się zrobić. Dziś również odwiedzam Anię, ale w zupełnie innym miejscu. Chodzę na jej grób, zapalić znicz i złożyć kwiaty. I zastanawiam się czy nie lepiej byłoby pozostać tylko wirtualnymi przyjaciółkami?

     


               Marta Brodawka

     


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu
    tel: 664 728 181

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740

    sitemap