Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    Time is money!


    Biznesmeni – i nie tylko – często powtarzają, że czas to pieniądz – ile w tym prawdy? Próbowałam rozwikłać tę zagadkę. A było nad czym myśleć.
    Kilka lat temu głośno było o kimś, kto wyliczył, ile powinna zarabiać gospodyni domowa, gdyby miała otrzymywać za swą „pracę” zapłatę. Bo przecież prowadzenie domu to ciężka praca, zwłaszcza gdy pracujemy jeszcze poza nim (mówię to jako kobieta). Tak więc policzmy...

    Praca na dwa etaty... Dodatki... Ale i podatki... Wyszedłby nam mimo wszystko niezły zarobek! Dlaczego więc nie stosować zasady „czas to pieniądz” właśnie w odniesieniu do gospodyń domowych? A jeśli studentka jest taką gospodynią, ta kasa na pewno by się jej przydała, z tym chyba nikt nie zamierza polemizować. Jeśli zarabiałaby godziwe pieniądze za pracę w domu i pracę poza nim, mogłaby spokojnie się utrzymać w naszym kraju i żyć „na poziomie”. Wcale nie mam tu na myśli jakiegoś luksusu, ale zwykłe przeżycie „do pierwszego” bez najmniejszych problemów finansowych i mentalnych („iść do klubu czy kupić coś do jedzenia?”).
    Najlepiej by było, gdyby ta sama studentka zarabiała na siebie, pobierając stypendium. Socjalne czy naukowe – nie ma to znaczenia. Jednak z naukowym jest ten problem, że trzeba na nie poświęcić swój czas – w końcu zależy od naszej średniej, prawda? A średnia od wyników w nauce. I tu znowu „time is money” - ale czy na pewno? Niektórzy potrzebują mniej czasu na naukę, a efekty widzimy w ich przypadku lepsze niż u osób, którym nauka przychodzi z nieco większym trudem. Podobno stypendia są wprost proporcjonalne do czasu spędzanego nad książkami – tak mi kiedyś ktoś powiedział. Ja się z tym nie zgadzam – gdyby tak było, każdy otrzymywałby zupełnie innej wysokości „zapłatę” za swoją pracę umysłową. Porównując to z moją własną sytuacją – powinnam zarabiać niewiele... i niestety tak jest! Ale to już kwestia wysokości stypendiów na róznych kierunkach i różnych uczelniach.
    A co z pracą fizyczną? Zwykle jest lepiej płatna. I tu czas (zwykle godzina) jest pieniądzem – czasem monetą, czasem banknotem. Czy to praca na budowie, czy zbieranie truskawek za zachodnią granicą – ktoś nam za to płaci. Za czas poświęcony pracy, który teoretycznie mógłby być naszym czasem wolnym. Podobnie jest zresztą z pracą umysłową. W biurze zarobimy mniej więcej tyle samo co przy rozdawaniu ulotek, jeśli jesteśmy nadgorliwi lub po prostu oddani tej pracy. No, chyba że trafimy na dobrego pracodawcę – wtedy nasz zarobek to suma czterocyfrowa (lub pięciocyfrowa, jeśli mamy naprawdę wielkie szczęście). Wszystko jednak sprowadza się do tego, że zarabiamy nie tylko naszymi umiejętnościami, ale i naszym wolnym czasem!
    Reasumując, przychodzi mi na myśl tylko jedno – kiedy chcielibyśmy mieć i czas i pieniądz – zupełnie oddzielnie – powinniśmy zagrać w totka – i wygrać. Und das ist alles. Wracam do pracy, bo przecież „time is money”, prawda?


    Karolina Furyk

    fotografia: www.atrom-d.pl


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu
    tel: 664 728 181

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740

    sitemap