Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...
fb
 

WŁASNA FIRMA BEZ ZUS! WWW.INKUBATORKIELCE.PL  Tel. 666 640 460

Imprezy w tym tygodniu

    więcej...

     

     

     

     

    Iron Maiden „The Final Frontier”


    Iron Maiden – legenda heavy metalu, zespół będący dziś w stanie zapełniać ogromne stadiony I wyprzedawać gigantyczne trasy koncertowe, raczy nas pierwszym, od czterech lat, materiałem. Album „The Final Frontier” to już piętnasty krążek Żelaznej Dziewicy.

    Krążek znakomicie pokazujący muzyczną ewolucję i dojrzewanie zespołu. Z całkowitych metalowych wymiataczy mamy dziś zespół tworzący wysmakowany i mocno progresywny (tak, tak progresywny) heavy metal, pełen rozbudowanych kompozycji, zmian tempa i różnych dźwiękowych smaczków. Jednocześnie jednak Iron Maiden nie stracił nic ze swego charakterystycznego stylu tj. „klekoczącego” basu Steva Harrisa, nakładających się na siebie dźwięków gitar i charakterystycznego wokalu Brucea Dickinsona.

                Zaczyna się jak na Iron Maiden dość nietypowo. "Satellite 15... The Final Frontier”- mroczne, nieco hardrockowe a nieco progresywne wejście, którego nie powstydziłby się tak świetny pro-rockowy zespół jak Dream Theater. Druga cześć kawałka to już klasyczni Maideni, mocny gitarowy riff i heavy-metalowa melodyjność z najwyższej półki. Podobnie dość klasycznie, jak na Żelazną Dziewicę, prezentuje się następny kawałek - „El Dorado". Utwór został zresztą wybrany na pierwszy singiel promujący płytę. To również przykład tego starego i najbardziej rozpoznawalnego brzmienia Iron Maiden. Słabiej prezentuje się nieco przynudnawy "Mother of Mercy". Dużo lepiej wypada za to łagodniejszy i bardzo melodyjny "Coming Home". Po tym mamy już ostatni krótki utwór na płycie - „The Alchemist", to chyba największy ukłon w stronę fanów Iron Maiden z lat 80. Duży pazur i szybkie tempo, sprawiają, że „Alchemika” można by spokojnie umieścić na takim „Number of the Beast” czy „Powerslave”. Dalej mamy już do czynienia tylko z kompozycjami bardziej rozbudowanymi. O ile rozpoczynający je "Isle of Avalon” wypada dość przeciętnie to z kawałka na kawałek jest tu coraz lepiej. Bardzo dobrze prezentuje się "Starblind", obfitujący w wiele dźwięków i zmian tempa. Podobnie udany jest też numer "The Talisman"  z przepięknym wprowadzeniem na gitarze akustycznej. Podobny zabieg zastosowano też w przypadku dwóch ostatnich już utworów "The Man Who Would Be King" i "When the Wild Wind Blows”- łagodne wejście i późniejsze podkręcenie tempa. Co ciekawe te dwa ostatnie kawałki prezentują się najlepiej na całej płycie. Zwłaszcza ten ostatni, niezwykle rytmiczny i melodyjny, świetnie nadający się do grania na żywo, ma szanse dołączyć do grona żelaznych koncertowych klasyków Iron Maiden.

                Żelazna Dziewica wykonała kawałek znakomitej roboty. Choć niektórzy mogą się poczuć zawiedzeni, że zespół nie stworzył tu jakiegoś prawdziwego metalowego kilera, to nie sposób nie docenić wysokiej klasy całego albumu. Iron Maiden podąża wytyczoną przez poprzedni album („A Matter of Life and Death”) ścieżką, stawiając na bardziej rozbudowane i wymagające większego skupienia utwory. Niektórzy pomarudzą, że za długo czy za mało przebojowo, że heavy metalowy album mający ponad 76 minut (najdłuższy album w historii Iron Maiden) nie może być dobry. Nie będą mieć racji. Może i jest.

    Ocena : 4,5/6

    Źródło obrazka: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/8/86/The_Final_Frontier_cover.jpg

    Paweł Kowalski            

     


    Kontakt z redakcją:
    redakcja@studiuje.eu
    tel: 664 728 181

    Polityka Cookies

    Dział reklamy:
    biuro@studiuje.eu
    tel: 783 748 740

    sitemap